Strony

poniedziałek, 11 listopada 2013

Lekka zmiana priorytetów.

Biorąc Dżejka myślałam, że skupimy się na agility, a frisbee będzie tylko małym dodatkiem. Wolę pierwszy sport. Nie wiem dlaczego, po prostu. 



Porzuciłam adżilitki. 
Przynajmniej do czasu, kiedy będę mogła na trening jechać krócej niż ponad 2h. Szkoda mi trochę, bo już coś tam zaczynało się układać, coś zaczęło świtać i jakoś lepiej wyglądać.. no ale jednak. A takie jeżdżenie raz na miesiąc (albo i dłużej) nic nam nie da. 


Ogarniamy friiisbee. 
Próbowałam robić z nim już wstępny freestyle, ale jednak postanowiłam to rozłożyć. Ja ćwiczę rzuty, Dżejson świadomość ciałka i kondycję. Myślę, że na wiosnę uda nam się zgrać na tyle, żeby zadebiutować w startersach. W tossie aportek cudowny, a moja niewidzialna ściana, która ustawiała się na dwudziestym metrze zniknęła :D Jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. 



Poza tym nic szczególnego się nie dzieje. Chodzimy na spacerki i fajnie sobie żyjemy. 
 A Ami zaczęła znów bawić się piłką i aportować :D




niedziela, 11 sierpnia 2013

Wakacje.





LIPIEC 2012
 

LIPIEC 2013
Dżejkuś jest już ponad rok ze mną, może jak będę miała wenę to napiszę jakieś podsumowanie ;)





A od ostatniego wpisu w sumie nie działo się zbyt wiele. 
Byliśmy raz nad jeziorem z Julką i Flo. 

   





I niedawno wróciliśmy z wakacji. Byłam ze znajomymi w Ślesinie na domkach, oczywiście Dżejk pojechał ze mną. To był dość duży sprawdzian dla jego ogarnięcia życiowego. 

Nie chciałam go trzymać cały czas w klatce - nie musiałam. W nocy spał w łóżku. W dzień leżał na tarasie, albo przy nim. Może nie cieszyłabym się z tego aż tak gdyby nie to, że w domku po prawej były dwa yorki, w domku po lewej york, w następnym jakiś kundelek, a na przeciwko boston terier... Byłam mega zadowolona. ;)



Kolejny punkt - PLAŻA, i następny powód do dumy. Piłeczka w wodzie była najważniejsza, żadnego zwracania uwagi na cmokających ludzi i dzieci chlapiące się wodą. Skok z pomostu, powrót do brzegu, przebiegnięcie przez plażę pełną ludzi i wrócenie do mnie na pomost - nic trudnego ;)






  Frisbee na plaży i trawie przy barach? 
  Oczywiście, bez żadnego rozpraszania. 




Wiadomo, miał kilka swoich Dżejkowych faz, ale były tak nieistotne, że nawet ich nie pamiętam. Aaaa, czasem jak robiliśmy obiad to kręcił się pod nogami i wkurzał ludzi. ;P
Trochę się bałam, bo nigdy nie miał styczności z tyloma ludźmi, dziećmi, a ile chociażby tylko przechodzących obok psów poznał. Dżejk lubi mnie zaskakiwać. ;)




+ ŚLESIN (k. Konina) polecam wszystkim, którzy chcą jechać z psem na wakację nad wodę. Na plaży publicznej nikt nie miał pretensji o psa (nie mogły wchodzić jedynie w małe miejsce dla dzieci otoczone bojami), w każdych domkach i na kempingach było psów mnóstwo, idąc kawałek przez las było więcej ludzi z psami niż bez, do baru wchodzisz i siedzisz bez obawy, że cię wyproszą, na plaży tak samo, nikt się nie przyczepił. Zdecydowanie jeszcze tam wrócę. ;)

środa, 8 maja 2013

Roczek...

SKOŃCZONY ! 

3.05.2013r Dżejkuś skończył 12 miesięcy. Jeszcze pamiętam, jak bardzo chciałam już ten wiek, a tu tak szybko zleciało. ;)
Fajnie się złożyło, bo 4-5.05 mogliśmy sprawdzić stopień swojego ogarnięcia przy okazji treningu na wystawie. 






Sobota była rozczarowaniem. ;p Począwszy od przewidzianego nieudanego przebiegu zerówek, przez totalne rozkojarzenie, chwilowe braki koncentracji itp. Wbiegł pare razy na tor, do cieczki, na egzamin i ćwiczenia PT oraz gdzieś tam w siną dal bez głębszego sensu. 


 No ale mogłam mu to wybaczyć po niedzieli. Zachowywał się pięknie. ;) Moje sobotnie bieganie na parówkę okazało się totalną klapą. Niepotrzebnie myślałam, że piłką może się nie zainteresować. Zainteresował się. Biegliśmy 4 razy i było bardzo dobrze. Wszystkie błędy wynikały z mojego jakże pięknego handlingu. Poza torem też nie miałam nic do zarzucenia. .



Poza ringiem agility było kilka hopek, a te zdjęcia: 


wywołały lekkie oburzenie na fejsbuczku. ;)


Ogólnie to nie jestem fanem wypisywania farmazonów na ogólnodostępnej tablicy bez napisania do osoby o którą chodzi i dowiedzenia się od niej DLACZEGO tak postąpiła. Nie chce mi się tu motywować mojej chęci spróbowania z Dżejkiem kilku skoków na openowej wysokości, ale mogę napisać, że były przemyślane. 
Szkoda, że ta osoba nie zauważyła, że podczas biegu hopsal na zerówkowych eMkach, a są tylko pojedyncze cik-caki. No ale do robienia z rocznym pieskiem flipów nikt się nie może przypieprzyć. ;p



Kończę chyba jak dotąd moim ulubionym zdjęciem Dżejkusia <3

z głową ogolonej Ziczki, której podszerstek wychodzi kępami. Haha ;p

wtorek, 30 kwietnia 2013

Duma!

 Ahhh! Mój mistrz!


Z łapą było wszystko w porządku także zdecydowałam się na zawody treningowe. W sumie to jechałam tam z myślą, że nie wiem po co jadę, przecież on mi ucieknie, będzie się nakręcał, nie będzie pracował, przecież nigdy nie byliśmy na zawodach, jeszcze zaraz obok drugi ring i inny biegnący pies, do tego towarzyszka podróży z cieczką. Masakra.
 Wystartowałam w tuneliadzie i biegu charytatywnym. 


Pokazaliśmy pięknie jak się zdisować po drugiej przeszkodzie, jak nie ogarnąć startu i jak nie biegać z psem który ostatni trening na hopce i tunelu miał miesiąc wcześniej, w życiu nie robił całego toru oraz nawet dwóch tuneli po prostej. 


Mimo to, schodziłam z ringu z bananem na twarzy i nie opuszczał mnie on cały dzień. Kocham tego psa! Wiedziałam, że będzie ciężko z nim pobiec bo w sumie nie ćwiczymy agility często. Ale on chciał pracować ze mną, nie zwracał na nic innego uwagi, po ostatniej przeszkodzie czekał na mnie, wziął nagrodę, bajka po prostu.

I O TO CHODZI W ZAWODACH, żeby cieszyć się nawet z najdrobniejszych sukcesów. ;)


Do tego mogłam go puścić kolo ringu bez smyczy i robiliśmy sobie tam jakieś sztuczki. Na treningach nakręca się na biegające psy, a tutaj? Jakby nie istniały. Suka z cieczką? Tak samo. Powącha czasem, ale odwołuje się i nie rusza (całą drogę do Warszawy przesiedział z nią w bagażniku :D)



Jedyne co mnie lekko zdenerwowało, może zasmuciło, to jego mała sprzeczka z tollerem. Ale to nic szczególnego. ;)





W weekend jedziemy na pokazy na wystawie w Łodzi. Mam nadzieję, że nie pochwaliłam go za wcześnie i jeszcze lepiej się tam spisze. 
Zaczęliśmy też frisbee, wszystko na +. Jest coraz fajniejszy. ;)


środa, 17 kwietnia 2013

Pan Dżejkuś był chory i leżał w łóżeczku..








No właśnie, właśnie tak rozpoczęliśmy pierwsze słoneczne dni.. 
Robiąc to zdjęcie kilka tygodni temu, nie wiedziałam, że tak młody będzie spędzał swój wiosenny czas.

W poniedziałek nad rzeczką Dżejkuś podkulił tylną lewą nóżkę. Potem biegał i bawił się normalnie, aż do czasu. Wieczorem wychodzę z nim na dwór i... nóżka nie używana w ogóle. Wyglądało to tragicznie, ale wyginała się i wyciągała w każdą stronę, brak reakcji na uciskanie pleców, uda, opuszek (nie było nic wbite ale lizał je cały czas). W mojej głowie były już najgorsze myśli, ale pewne pomocne istotki mnie uspokoiły. Jednak długo to nie trwało, bo po wtorkowym powrocie ze szkoły paluszki i opuszki były całe opuchnięte, a nóżka trzymana jeszcze wyżej. Pojechaliśmy do weterynarza, który nie umiał stwierdzić niczego jednoznacznie, bo Dżejkuś nadal nie reagował na dotyk którejkolwiek części łapy. Dostał dwa antybiotyki i coś przeciwbólowego. Dzisiaj już lekko odbija się z chorej nogi, ale nadal bardzo rzadko. Mimo wszystko w ogóle nie przejmuje się brakiem jednej kończyny i zachowuje się całkowicie normalnie. Chce się bawić i wyjść na spacer. 
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W następną niedzielę mieliśmy jechać na tuneliadę, fajnie, jakby okazja nie przepadła.



Ale
Jest tego jeden mały plus.
Nie zamykam go w klatce wychodząc do szkoły, a po powrocie pokój jest nienaruszony. ;)

Jutro kontrola. Jeśli nie będzie poprawy to w piątek prześwietlenie.
TRZYMAJCIE KCIUKI! 


czwartek, 4 kwietnia 2013

Pieski, pieseczki..

Dżejsonek skończył 11 miesięcy. Z tej okazji filmik: 





Jak on mnie bardzo zaskakuje. 

Dżej jako szczeniak praktycznie w ogólnie nie miał kontaktu z innymi psami. Jeździłam z nim na agility, ale był to zamknięty teren, nie miałam okazji ćwiczyć z nim przywołania i pracy w dużych rozproszeniach. W mojej miejscowości wychodzenie z psami nie jest popularne, jeśli już to spacery na smyczy. Byłam strasznie zasmucona tym faktem (Dżeszko też), jako że miałam spędzić kilka dni u siostry w bloku, a wiadomo, tam zawsze dużo osób wychodzi z psami, spuszczonymi i nie. Myślałam, że będą to trzy dni Dżejka na smyczy. Myliłam się. Przez te trzy dni wychodził tylko w obroży, nie uciekał do innych psów, odwoływał się pięknie, aportował przy nich. Cud, miód, malina <3 





Fajne te bołdełki. 

sobota, 9 marca 2013

Kici kici.


Zdjęć z obozu jeszcze nie mam, doszłam do wniosku, że Dżejka chwalić nie można, ani na blogu, ani pisząc z kimś, ani rozmawiając, bo zaraz robi dokładnie odwrotnie. ;P
To może dzisiaj napiszę o moim poprzednim zajęciu. Nadal dostaję dużo wiadomości i komentarzy "jak ją tego nauczyłaś?", chodzi oczywiście o Niunię. 




Więc tak. Ona była specyficzną kotką. Zawsze mieliśmy ich dużo, ale nie miałam takiej wcześniej. Bardzo się ze mną zżyła, jak wracałam ze szkoły przybiegała do drzwi miauczała, spała ze mną. Jak wychodziłam na dwór, zawsze szła za mną. Bardzo mi ufała. Nie musiałam jakoś starać się o dobre relacje z nią. 
I tak we wrześniu 2010 (miała około pół roku), siedziała przede mną i zaczęła machać łapką. Podłożyłam rękę, to była nasza pierwsza sztuczka. 


Później slalom. Najpierw naprowadzanie, potem samo przestawianie nóg. Kolejno siad, leż, kółeczka. To była sama przyjemność. Nigdy nie zmuszałam jej do żadnych ćwiczeń. Jeśli widziałam, że jej się nudzi, dostawała ostatnią nagrodę i koniec. Czasem nie robiłam z nią nic przez miesiąc, czasem codziennie ograniała coś nowego. Nie miałam schematów. Uczyłam ją jak psa, nie używałam klikera, nie był potrzebny.   Oczywiście ciężko było z kształtowaniem, także większość naprowadzania. Musiałam bardzo dobrze jej pokazać o co mi chodzi. Często zostawiałam coś na długi czas, wracałam do tego i miałam sztuczkę. Czasem mam wrażenie, że z nią pracowało mi się lepiej, może łatwiej, niż teraz z Dżejkiem. ;P 
Dostaję dużo wiadomości "ja chce coś robić z kotem, ale on nie chce, kładzie się, drapie etc". Ja nie popieram zmuszania do czegoś zwierzęcia, zwłaszcza kota. To są indywidualiści. Raz na jakiś czas zdarzy się taki jak Niunia, Kaiser, ale to pojedyncze przypadki. Można spróbować, nie uda się - trudno. 



Niunia umarła. Złe zszycie po usunięciu martwej ciąży. Zbyt wczesne zdjęcie szwów. Wszystko się rozerwało. 
Ja dalej mam koty. Nawet całkiem sporą gromadkę. Ale nie ma żadnego, z którym mogłabym robić to co z nią. Żaden nie ma takie charakteru, nie ma tego czegoś. Owszem, próbowałam, ale zawsze kończy się na siad, piątka. To tyle. Ja nie jestem w stanie pokazać, a one nie są w stanie tego ogarnąć. Także nie każdy kot się do tego nadaje. Na siłę nie opłaca się nic zmieniać. Niunia miała z tego zabawę. Zawsze pomrukiwała przy wskakiwaniu na ręce. Jak nie wiedziała o co mi chodzi, miauczała i przytulała się. Była niezwykła...